Dobry klimat. Felieton Adama Makieły i Łukasza Lipca
Tym razem nie o klimacie w znaczeniu meteorologicznym, ale o klimacie do dyskusji – szczególnie medialnej – na temat oszczędzania wody deszczowej.
Oczywiście tych najróżniejszych pomysłów pojawia się coraz więcej, ale mają one wszystkie jedną wspólną cechę, czytaj: wadę – wszelkie inwestycje hydrologiczne są stosunkowo drogie, a efekt może przyjść dopiero za jakiś czas.
Dlatego też wspominamy tylko o jednym z elementów oszczędzania wody deszczowej, który dotyczy przede wszystkim przechwytywania wody w gospodarstwach indywidualnych. Temat ten od wielu lat był praktycznie lekceważony, mimo że formalnie istnieją akty prawne – i to rangi ustawowej – które zakazują na przykład odprowadzania wody deszczowej do kanalizacji sanitarnej.
Ustawodawca w art. 28 wprowadził regulację dotyczącą penalizowania czynów zabronionych polegających m.in. na wprowadzaniu wód deszczowych do kanalizacji sanitarnej, za co sprawcy grozi kara ograniczenia wolności albo grzywny do 10 000 zł. Sankcją naruszenia zakazu jest także możliwość orzeczenia przez sąd nawiązki na rzecz przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjnego w wysokości 1000 zł za każdy miesiąc, w którym nastąpiło naruszenie. Prokurator po otrzymaniu stosownego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa polegającego na długotrwałym wprowadzaniu tychże wód do kanalizacji sanitarnej, stwierdza, że tego typu czyn jest wprawdzie zabroniony, ale jego szkodliwość społeczna znikoma. Jako że postanowienie jest z czerwca, a nie z 1 kwietnia, trudno uznać je za żart.
Powstaje pytanie: „Jakie czyny byłyby szkodliwie społeczne w stopniu wyższym niż znikomy?”. Żmudne kontrole pracowników, prośby, „groźby”, upływające terminy do odłączenia instalacji deszczowej od kanalizacyjnej… Wszystko na nic. W tym momencie zostaje już – temu przedsiębiorstwu – tylko „wołanie o pomoc” do organów ścigania.
Wydawałoby się, że sprawą dyskusyjną będzie jedynie kwestia wysokości kary, ale nic bardziej mylnego. Najpierw trzeba przekonać nieprzekonane organy ścigania, że takie błahe ekologicznie czyny, również można byłoby poddać osądowi. Tylko po co? Dla przykładu?
Bezprawne odprowadzanie wód deszczowych do kanalizacji sanitarnej w sytuacji, gdy sieć kanalizacji deszczowej jest niezależna od kanalizacji sanitarnej, prowadzić może do jej uszkodzenia polegającego na wybijaniu ścieków z kanalizacji sanitarnej, zalewaniu pompowni ścieków, wylewaniu ścieków na powierzchnię gruntu, co oczywiście prowadzi do zanieczyszczenia środowiska. Czy te argumenty trafiają tylko do wodociągowców?
Dbałość o ekologię jest naszym wspólnym zadaniem, a degradacja środowiska, która postępuje, możliwa będzie do zatrzymania tylko i wyłącznie przy konsekwentnym współdziałaniu wszystkich uczestników środowiska. Przyzwalając na tego typu działania, wyraża się zgodę na łamanie prawa, a przepis karny staje się regulacją martwą, co może wywoływać mylne przekonanie, że jego nieprzestrzeganie jest prawnie relewantne. Tylko ukaranie sprawcy z tytułu popełnienia czynu zabronionego i wymierzenie kary przewidzianej ustawą może spełnić funkcję kary. Dolegliwość, jaką niesie za sobą sankcja finansowa, byłaby przestrogą przed ponownym popełnieniem czynu zabronionego.
Wszystkie działania podejmowane przez przedsiębiorstwo w kontekście postanowienia o umorzeniu, z uwagi na znikomą społeczną szkodliwość czynu pozwolą sprawcy odnieść wrażenie, że czyn zabroniony nie jest szkodliwy prawnie. Co najistotniejsze, takie rozstrzygnięcie może dać także asumpt do tego typu działań innym podmiotom.
Ustawodawca zdecydował się penalizować tego typu czyn ze względu na dobro niezwykle ważne, jakim jest ochrona środowiska naturalnego. Efekt tej regulacji może być osiągnięty tylko i wyłącznie wtedy, gdy podmioty stosujące prawo będą karały wszelkie tego typu naruszenia.
Należy zastanowić się, czy istnieją jakiekolwiek wiarygodne szacunki na temat ilości utraconej wody deszczowej, szczególnie w kontekście zabudowy wolnostojącej. Wprawdzie wiemy od projektantów, że tam, gdzie istnieje możliwość terenowa, już na etapie projektowania budynku uwzględnia się zbiorniki na wodę deszczową, ale w tym zakresie nie ma formalnego przymusu. Czy w ogóle istnieją jakiekolwiek szacunki, ile tej wody można by zatrzymać? Przecież chodzi nie o dziesiątki, tysiące, a setki tysięcy budynków, które nie posiadają wbudowanych zbiorników na wodę deszczową. Jeśli ktoś już w ogóle analizuje temat, to wytwory jego pracy nie są akcentowane publicznie.
Jaskółką zwiastującą wiosnę jest dostrzegalność przez media tematu ekologii także w sferze wodociągowo-kanalizacyjnej. Zakaz odprowadzania wód deszczowych do kanalizacji należałoby połączyć z działaniami polegającymi na dofinansowaniu budowy zbiorników na deszczówkę. Sam przepis karny w niczym nie pomaga zatrzymać wody opadowej. Być może konsekwentna polityka odzyskiwania tejże wody spowoduje, że przynajmniej część użytkowników, zamiast wpuszczać wodę z nieba do kanalizacji, zacznie budować zbiorniki pozwalające ją zachować i wykorzystać chociażby do nawadniania przydomowych ogródków. Czy nieprzekonani są już przekonani? Czas pokaże…
Komentarze