Jesteśmy gotowi na sytuacje kryzysowe
Oprócz jakości wody wyzwaniem są też zmiany klimatu: nawalne deszcze, susze...
Kanalizacja deszczowa w Płocku należy do gminy i ogólnie nasze przedsiębiorstwo się nią nie zajmuje, jednak jako spółka ze 100% udziałem gminy – miasta Płock – w ramach projektów dofinansowywanych ze środków unijnych prowadzimy zadania mające na celu rozdział kanalizacji ogólnospławnej na sanitarną i deszczową. Poza tym gmina, przy okazji prac remontowych dróg w mieście, dokonuje takich rozdziałów.
Obecnie w Płocku jest ok. 90% sieci rozdzielczej. W ramach przeciwdziałania skutkom suszy, władze lokalne zmieniają swoją politykę odnośnie odprowadzanych wód opadowych z powierzchni stałych i przechwytywania wód opadowych – postanowiono np. wybudować pierwszy basen retencyjny.
Cóż, jesteśmy zmuszeni do wprowadzania zasad zrównoważonego rozwoju, musimy myśleć o kolejnych pokoleniach poprzez projektowanie np. systemów zatrzymywania opadów, które można później wykorzystać choćby do podlewania zieleni czy na potrzeby przeciwpożarowe. Trzeba tu natomiast podkreślić, że lokalizacja Płocka na wysokiej skarpie wiślanej nie ułatwia budowania dużych retencji. Wiążą się z tym spore inwestycje w system rurowy.
Istotne jest też budowanie świadomości mieszkańców w zakresie odpowiedzialnego korzystania z wody. Myślę, że ta świadomość rośnie, jak i zaufanie, jakim płocczanie darzą naszą spółkę. Pokazała to choćby wspomniana warszawska awaria.
Nie było „nerwowo”?
Oczywiście, pojawiały się pytania, obawy, ale szybko zapanowaliśmy nad sytuacją, co komunikowaliśmy poprzez media. I mieszkańcy nam uwierzyli, byli z nami. Myślę, że to wynika z naszej dobrej współpracy: jesteśmy do dyspozycji mieszkańców, zapewniamy im wodę bardzo dobrej jakości. Organizujemy cykliczne spotkania, docieramy do szkół, inwestując w młode pokolenie, które najłatwiej nauczyć i które przekaże potrzebną wiedzę swoim rodzicom – np. o tym, jaką przewagę ma nasza woda nad wodami butelkowymi w sklepie, czy o przedmiotach, jakich nie powinno się wrzucać do toalet.
Wróćmy do Czajki. Jakie wnioski wg pana branża powinna wyciągnąć z tej sytuacji?
Dyskutowaliśmy o tym np. podczas zeszłorocznej konferencji w Warszawie – o zagrożeniach dla miast i gmin zaopatrujących mieszkańców w wodę z rzek. Wbrew pozorom ujęć zlokalizowanych na wodach powierzchniowych (rzekach, zbiornikach wodnych, itp.) jest bardzo dużo, szczególnie na południu kraju. Powstaje pytanie, czy wszyscy mają świadomość o możliwych zagrożeniach, które mogą pojawić się w wodach powierzchniowych i czy są dobrze przygotowani na wypadek sytuacji awaryjnej? W związku z tym, że od lat pobieramy i uzdatniamy wodę wiślaną, a nasz system uzdatniania zmodernizowany został w połowie lat 90. XX wieku – w czasie, kiedy jeszcze w Warszawie znaczna część ścieków odprowadzana była do Wisły bez oczyszczenia – nasze przedsiębiorstwo poradziło sobie w sytuacji kryzysowej.
Czy podczas awarii musieliście wdrożyć jakieś szczególne procedury?
W ramach zarządzania kryzysowego, które zostało wdrożone w tej sytuacji, znacznie zwiększyliśmy ilość i częstotliwość wykonywanych badań ujmowanej wody wiślanej. Na podstawie ich wyników nie zauważyliśmy w Płocku większych różnic w jakości wody, przekroczeń wskaźników zanieczyszczeń. Obserwujemy, że stan jakości wód Wisły jest czasami gorszy niż w czasie tej trzymiesięcznej awarii, np. po wiosennych roztopach, gdy w pobieranej wodzie wiślanej mamy problem z dużą zawartością organiki. Tu trzeba pamiętać, że Wisła to potężna rzeka, mająca zdolności samooczyszczania. Sytuacja nie była więc aż tak trudna. Mieliśmy oczywiście wyjście awaryjne, gdyż w razie dużego zanieczyszczenia mogliśmy zamknąć ujęcie powierzchniowe i czerpać wodę tylko z ujęć głębinowych, choć wówczas zaspokoilibyśmy potrzeby naszych odbiorców jedynie w ok. 70%. I tu mała dygresja: jesteśmy przekonani, że dzięki temu, że nasza Wisła nie jest jeszcze uregulowana, mogła poprzez zakręty, mielizny i małą prędkość spływu „oczyścić się” na odcinku 100 km. Słyszymy tymczasem o planach przywracania naszym rzekom żeglowności, o rozwoju transportu wodnego, a wówczas konieczne będą jednak regulacje Wisły. Popatrzmy, co stało się na Zachodzie, gdzie np. Ren zamienił się w rynnę. Sądzę, że należy bardzo rozważnie podejść do tego tematu
i przeanalizować go pod wieloma różnymi aspektami.
Pytał pan o wnioski, jakie powinniśmy wyciągnąć z omawianej awarii. Myślę, że jednym z pierwszych jest większe zaangażowanie właściciela wód, ponieważ zasoby wodne, w tym wody powierzchniowe, płynące, są niejako skarbem narodowym. Woda pobierana dla ludności musi być bezpieczna dla wszystkich, nie tylko dla nas – właścicieli ujęć, ale i dla korzystających z niej np. w celach rekreacyjnych, w tym w kąpieliskach, w rolnictwie – np. do pojenia zwierząt, podlewania upraw itp. Czy Wody Polskie, jako odpowiedzialne za gospodarowanie wodami w naszym kraju – zgodnie z nową ustawą – nie powinny ostrzegać znacznie wcześniej wszystkich użytkowników wód, ale przede wszystkim takie przedsiębiorstwa, jak nasze, pobierające wodę do celów zaopatrzenia ludności, o sytuacjach zagrażających jej jakości? Tu konieczne są analizy specjalistów, którzy muszą bardziej zaangażować się w monitorowanie jakości wody w rzekach. Wisła jest duża i „jakoś sobie radzi”, ale wątpliwe jest, czy małe rzeki i cieki mają równie dużą zdolność samooczyszczania.
Podsumowując zdarzenie, które miało miejsce na przełomie sierpnia i września 2019 r., można stwierdzić, że podczas zaistniałej sytuacji awaryjnej było za dużo polityki, a za mało fachowego, rzetelnego podejścia do tematu i oceny realnego zagrożenia. Temat dotyczył zanieczyszczenia wód największej rzeki w kraju, a nikt nie zapytał o opinię fachowców od hydrologii. To oni w takiej sytuacji powinni wypowiadać się na tematy przepływu wód i ewentualnych zagrożeń. To również wniosek na przyszłość.
Rozmawiał Przemysław Płonka, redaktor naczelny BMP
Wywiad ukazał się w numerze 2/2020 magazynu Kierunek Wod-Kan
Komentarze