Mój kot woli „kranówkę”
Z notatnika Wodnika
Mamy obecnie takie czasy, że dozwolona jest dyskusja na każdy temat. Tabu nie istnieje. Wydaje się, że to zdrowa sytuacja. Wiele osób (w tym ja) pamięta czasy PRL-u, kiedy zabronione było podejmowanie tematów niewygodnych dla władzy ludowej i poddających w wątpliwość zdobycze socjalizmu. Jedną z tych zdobyczy było zwodociągowanie miast i wsi.
W tamtym okresie standardem stało się zaopatrzenie w wodę każdego budynku z sieci wodociągowej. Niestety był to również okres powszechnego stosowania rur stalowych do jej budowy, czego skutki obserwujemy obecnie w naszych kranach. Lata osiemdziesiąte to teoretycznie zastój. Nie do końca tak było. W mojej firmie właśnie w tym czasie powstały najważniejsze magistrale opasające miasto i pozwalające obecnie nawet w okresie tegorocznej kilkumiesięcznej suszy nieprzerwanie dostarczać wodę do każdego obszaru.
Jaki temat stanowił tabu w tamtym okresie? Ekologia. Mało kto zastanawiał się nad wpływem przemysłu na środowisko. Budowa socjalizmu wymagała ofiar. Musieliśmy dogonić Zachód. W Wiśle na wysokości Krakowa można było wtedy podobno wywoływać zdjęcia. Jakiś śmiałek wskoczył do niej w zakolu pod Wawelem, i tyle go widzieli.
Jak w tym kontekście wyglądała jakość wody w kranie? Coś na ten temat mogłaby nam powiedzieć Magda Karwowska z serialu „Czterdziestolatek”, pracownik laboratorium warszawskich wodociągów. Niestety, nie pamiętam, aby kiedyś podjęły temat jakości wody wodociągowej. Należy mniemać, że przy takim skażeniu wody w Wiśle, nie było łatwo uzyskać z niej smaczny i zdrowy produkt. Pamiętam, że w tamtych latach dopuszczalne stężenie chloru w wodzie znacznie przewyższało obecne normy. Przy takim stanie wód może to i dobrze. Dało się to odczuć na co dzień specyficznym zapachem. Podobno do dzisiaj w niektórych krajach (m.in. w USA) ludzie twierdzą, że jeśli woda nie śmierdzi chlorem, nie jest bezpieczna do picia.
Jakie obecnie mamy podejście do „kranówki”? Jeśli popatrzymy na wyniki sprzedaży wód tzw. mineralnych, wypadałoby powiedzieć, że naród nie wierzy w to, iż w kranie płynie woda zdatna do picia. Ludzie wolą używać „kranówki” do prania i higieny osobistej. Do picia i gotowania potraw korzystają z wody kupionej w sklepie. Ciekawe jest to bezkrytyczne zaufanie klientów do producentów wód mineralnych korzystających czasem z tych samych ujęć co lokalne zakłady wodociągowe. Reklama dźwignią handlu. Jeśli na etykiecie napis głosi, że woda jest krystalicznie czysta i pochodzi z pokładów oligoceńskich, to tak musi być. My dzieci PRL-u nie byliśmy aż tak naiwni. Nie wszystko, co ktoś pisał lub mówił, było pełną prawdą.
Nie tylko u nas pokutuje brak zaufania do „kranówki”. Pamiętam niemieckiego turystę spacerującego z kanistrem po kempingu. W międzyczasie kilka razy przeszedł obok umywalki i kilku zaworów ogrodowych. Końcem końców zaczepił mnie pytaniem o „drinking water”. Wskazałem mu mijane przez niego wielokrotnie urządzenia. Zdziwił się wyraźnie i z lekkim oporem skorzystał z nich.
Jeszcze obecnie zdarzają się telefony do naszej firmy z zapytaniem, czy można podać dziecku wodę z kranu bez gotowania. Byłem w ubiegłym roku w Wiedniu. Tam panuje zupełnie inne podejście do „kranówki”. Wszyscy bez obaw piją ją. Chciałoby się zasłużyć kiedyś na takie zaufanie.
W przeciągu ostatnich kilkunastu lat jakość wody w kranach znacznie się poprawiła. Woda wodociągowa jest badana przez niezależne jednostki, przed którymi trudno ukryć problemy (głośna była sprawa zamknięcia przez sanepid ujęć wody w Suchej Beskidzkiej i Nowym Targu).
Co możemy jeszcze zrobić? Myślę, że największym problemem jest tzw. wtórne skażenie wody oraz proces jej starzenia. Zapobieganie tym zjawiskom nie jest proste i tanie. Musimy zwiększyć nadzór nad higieną i czystością wykonywania robót na budowie. Niezbędne jest pilnowanie, aby rury przed montażem i w wykopie były zaślepione, woda w wykopie powinna być na bieżąco odpompowywana, armatura do zabudowy nie może leżeć rzucona w błoto. Każdy nowo budowany wodociąg przed uruchomieniem powinien być zdezynfekowany, a woda poddana analizie w laboratorium? Kto tak robi? Zwykle dezynfekcja polega na przepłukaniu (żeby jeszcze z właściwą prędkością) nowego przewodu wodą wodociągową. Próbkę wody do laboratorium czasem zawozi wykonawca... Czy ona pochodzi z budowanego wodociągu? Kto to wie?
Ostatnie, co nam pozostaje, to trafić do świadomości społecznej z informacją, że „kranówka” jest bezpieczniejsza nawet niż woda z górskiego potoku. Kto widział „ślady” po kuligu konnym u źródeł Wisły, wie o co mi chodzi. To jest zadanie najtrudniejsze, ale w końcu szkolimy obecnie tyle młodzieży na kierunkach marketingowych. Może w dobie rosnącej świadomości ekologicznej wypadałoby zwrócić uwagę na ogromną ilość powstających przy produkcji wody mineralnej odpadów (butelki PET), nie licząc kosztów wytworzenia i dostarczenia tej wody do sklepów? Argumentem ekonomicznym jest oczywiście cena. Dajmy jednak fachowcom szansę na wykazanie się, a my wodociągowcy róbmy swoje!
I na koniec. Jestem wielbicielem i posiadaczem kotów. Wszystkie bardzo lubiły picie wody prosto z kranu. Domagały się tego wielokrotnie. Mówi się często, że powinniśmy obserwować zwierzęta, ponieważ posiadają one bardziej rozwinięte wyczucie tego, co jest najlepsze dla ich zdrowia. Proponuję pójść tym śladem.