Partner serwisu

Jakoś

Kategoria: Felietony

Michał Rżanek
prezes zarządu PWiK Piotrków Trybunalski

Na początku lat 90. ubiegłego wieku, w czasie reaktywowania samorządu terytorialnego, korzystaliśmy często z różnych przykładów zagranicznych. Trzeba pamiętać, że pojęcie samorządu nie było zupełnie czymś nowym, jeśli chodzi o historię kraju, ale autentyczna samorządność została zaniechana tuż po wojnie.

Jakoś

Pierwsze doświadczenie, jakiego doznałem w zderzeniu z działającym samorządem w Niemczech, polegało na drobiazgowym przygotowaniu budżetu. Nasz lokalny mieścił się na kilku kartkach nie tylko dlatego, że był mały kwotowo. Po prostu szczegółowość rozpisania na poszczególne dziedziny funkcjonowania miasta była bardzo oszczędna. Właściwe przepisy budżetowe nie zmuszały do większego rozpisania głównych kwot. Poszczególne działy, rozdziały i paragrafy wystarczyły, a i tak dla niektórych radnych była to czarna dziura. Wiązało się to z umiejętnością planowania. Krótkoterminowo jakoś się dawało, ale wizje wieloletnie były bardzo trudne z uwagi na brak stabilności w zasadach finansowania i obowiązku różnych zadań. Nie znaczy to, że nie mieliśmy wyobraźni i doświadczenia w planach wieloletnich. Jednak były one konstruowane na zasadzie ogólnej wizji danego zadania. Dostałem do rąk książkę, która składała się z pogrupowanych kolorowych kartek i nazywała się budżetem miasta Esslingen na rok 1992. Na poszczególnych kartkach były opisane drobiazgowo zadania do realizacji i kwoty im przypisane. To właśnie ta drobiazgowość planowania budziła zdziwienie i jednocześnie zazdrość o realne możliwości planowania przy stabilności i przewidywalności czynników zewnętrznych. Z naszego doświadczenia niemożliwe było – z wyprzedzeniem roku – przewidzieć niektóre wydatki. A jednak dzisiaj próbujemy robić podobnie. Nauczyliśmy się i zostaliśmy też do tego zmuszeni. Daleko nam jeszcze do tamtej perfekcji. Z czego to wynika? Pewnie na takie pytania odpowiedź znają socjolodzy, ale gołym okiem widać, że z naszej większej spontaniczności i skłonności do improwizacji. Czy to wychodzi nam na zdrowie? Według postronnych obserwatorów – niekoniecznie. Takie nasze podejście, że „jakoś to będzie” powoduje, że często trudno o jakość.
W firmie, z którą muszę co jakiś czas mieć kontakt, wisi kartka, na której umieszczono, nazwijmy je, ogłoszenie. Przy pobieżnym przeczytaniu wywołuje lekkie rozbawienie, ale jednak mówi o rzetelności wobec klienta. Treść tego przesłania to: oferujemy trzy rodzaje usług: dobre – tanie – szybkie. Można wybrać dwie: dobre i tanie nie będą szybkie; dobre i szybkie nie będą tanie; i wreszcie: szybkie i tanie nie będą dobre.
Takie doświadczenie zdobywamy np. przy realizacji różnych inwestycji wspomaganych unijnymi dotacjami. Najpierw trzeba umiejętnie aplikować. To tu z wyprzedzeniem należy zaplanować precyzyjnie wszystkie działania, łącznie z kształtem klamek i wzorem pism firmowych. Ile razy słyszałem pogląd, że gdyby dano te pieniądze i nie nakładano tak biurokratycznych procedur, to zrobilibyśmy wszystko taniej i szybciej. Nie potrzebna nam cała otoczka logistyczna, która polega na tym, że zanim przystąpimy do realizacji projektu, to tyle samo czasu poświęcimy na omówienie wszystkich szczegółów z uwzględnieniem wariantowości.
Wciąż jesteśmy przyzwyczajeni, że chcemy mieć jednocześnie dobrze, tanio i szybko. Przyjmując pewną względność pojęć – może to i osiągalne. W większości przypadków będzie to jednak „jakoś”, a nie jakość.

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ