Zmian ciąg dalszy?
Chciałbym poruszyć temat będący tabu w naszej branży, traktowany po macoszemu, z pewną „nutką” bojaźni, a może nawet obrzydzenia. Temat prywatyzacji, a właściwie nie tyle prywatyzacji, a własności systemów wodociągowych i kanalizacyjnych w Polsce.

Stan własności firm wodociągowych jest dość jednorodny, czego nie można powiedzieć o stanie własności infrastruktury wodociągowo- kanalizacyjnej. Zdecydowana większość firm należy do samorządów, jest też kilka przykładów własności prywatnej (w Gdańsku, Dąbrowie Górniczej czy w Tarnowskich Górach). Każda z tych spółek ma własny model i własne uwarunkowania funkcjonowania. W jednych miejscach są to kontrakty zawierane na czas określony wyłącznie na eksploatację, w innych zaś firmy prywatne są współwłaścicielami firmy wodociągowej. Kompetencje w tym zakresie są wyraźnie rozproszone i incydentalne. Myślę, że czas odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy w Polsce zdać się na incydenty, czy też może warto poświęcić trochę czasu i pracy na to, by stworzyć systemowe zmiany. Nie będę specjalnie odkrywczy, jeśli stwierdzę, że zdecydowanie bardziej o swój dom dba właściciel niż ten, kto go wynajmuje, choćby na nawet w miarę długi czas. Stąd też, robiąc założenie, że władza samorządowa nie zjawia się tylko na chwilkę, należy przyjąć, że system wodociągowy powinien być pod opieką kogoś, kto będzie się troszczył o majątek jak o swój. A najlepiej, gdy to będzie naprawdę jego majątek. Trzeba jedynie zadbać o standard usług oraz ograniczenie kosztów świadczenia takich usług. W związku z tym należy zadbać o możliwie największe kompetencje w tych dwóch aspektach. Nie ma znaczenia, czy ktoś poznał zasady funkcjonowania jednej, dwóch czy trzech firm wodociągowych, bowiem podstawy ich działalności są dokładnie takie same. I jeśli uda się rzetelnie ustalić zasady funkcjonowania dla jednej, można to multiplikować na pozostałe. Koszty zasadniczo się nie zmienią. Stąd też wniosek, że takie kompetencje (które w końcu sporo kosztują) powinny być zgromadzone w jednym miejscu, a nie w kilku, kilkunastu czy – jak to ma miejsce dzisiaj – w kilkuset. Jeśli już uda się podjąć taką decyzję, to pozostaje prosta droga, by gminy mogły się wzbogacić w sposób systemowy i przejrzysty, pozbywając się własności akcji lub udziałów na rzecz chętnych do zarządzania firmą wodociągową. Tylko na, miłość boską, nie zmieniajmy kolejności!!
Jak sobie to wyobrażam? Niestety, żeby taki krok się udał, nie może to polegać na dobrowolności. A przynajmniej nie na pełnej dobrowolności. Po ustaleniu standardów obowiązujących każdego regulatora należy zaproponować obecnym właścicielom firm wodociągowych w poszczególnych regionach wniesienie aportem do nowo powstałej w spółkach istniejących. Te zaś spółki mogłyby korzystać z usług regulatora centralnego, uiszczając odpowiednią część kosztów jego funkcjonowania. Z jednym zastrzeżeniem: te i wyłącznie te firmy mogłyby z tego przywileju korzystać. Tak powstałe spółki zostałyby skierowane na rynek publiczny poprzez emisję dodatkowych akcji. W ten sposób podniesiono by kapitał tejże spółki, a gminy w prosty sposób uzyskałyby możliwość zbycia swoich akcji w nowej spółce, które otrzymałyby za swoje akcje i udziały. Jeśli dodamy do tego uprzywilejowanie dla nowych spółek regionalnych w pozyskiwaniu finansowania ze źródeł parabudżetowych (NFOŚiGW oraz dotacje ze źródeł europejskich), to powinno być to wystarczającą zachętą do udziału w takim przedsięwzięciu. Ważna jest tu pełna transparentność przeprowadzanego procesu, jak również określenie z góry zasad gry. Materia jest bardzo delikatna, więc można się sparzyć.
Myślę, że w tym wszystkim największym problemem będzie przebudowanie mentalności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, by nie uważali tego za napaść na wolność i suwerenność gmin, a szeregowych klientów firm wodociągowych – by uwierzyli, że zmiany te tak naprawdę są podyktowane ochroną właśnie klientów.
Autor: Paweł Chudziński, prezes Aquanet S.A.
Felieton został opublikowany w magazynie "Ochrona Środowiska" nr 1/2012