Partner serwisu
21 września 2016

Walka ze złą sławą. Rozmowa z Piotrem Kopkiem, prezesem zarządu ZWiK "WOD-KAN" w Bełchatowie

Kategoria: Wywiady

Poza walką z odorami, w ostatnich latach prowadziliście m.in. projekt „Budowa i modernizacja systemu sieci wodociągowo-kanalizacyjnej na terenie miasta Bełchatowa”.
Tak, w latach 2010-2016. Jednak już wcześniej, od początku XXI wieku, spółka mocno inwestowała. Wydaliśmy z środków własnych ponad 25 mln zł. Do tego dochodziły środki miasta, środki z Funduszu Spójności. W sumie rzeczowy majątek przedsiębiorstwa, w ciągu 8 lat, wzrósł z 19,5 mln zł do 160 mln zł. Nastąpiła bardzo intensywna rozbudowa infrastruktury technicznej. Z drugiej strony wzrósł kapitał własny spółki, dając podstawy bezpiecznego funkcjonowania firmy. Kapitał podstawowy wynosi dziś 83 mln zł, a w 2007 wynosił zaledwie 20,5 mln zł.

Przełożyło się to na taryfę.
Mieszkańcy zostali obciążeni kosztami tego rozwoju. Bezsprzecznie bardzo potrzebnego, aczkolwiek dzisiaj ci, którzy podejmują decyzje o realizacji inwestycji o określonej skali, bardzo często zadają sobie pytanie, czy faktycznie jest to niezbędne. W większości rozwiązań stosowanych w Polsce te koszty bowiem stanowią później jeden ze składników taryf: czy to związany z odpisami amortyzacyjnymi, czy też kosztami eksploatacyjnymi.

Na szczęście coraz więcej jest takich rozwiązań, które godzą potrzebę rozwoju infrastruktury, rozwoju technologicznego, z jednoczesnym ograniczeniem kosztów funkcjonowania spółki. Takim rozwiązaniem są np. zamknięte komory fermentacyjne. Wydatek – w naszym przypadku szacowany na około 10 mln zł – w perspektywie kilku, kilkunastu lat ma szansę całkowicie się zwrócić. A z biogazu będziemy korzystać produkując energię na własne potrzeby. Oczywiście nie zaspokoimy ich w stu procentach, ale dla nas będzie to krok milowy.

Przy inwestowaniu szukamy rozwiązań pewnych, sprawdzonych, funkcjonujących w podobnych obiektach. Bardzo często zastrzegamy, że nie chcemy prototypów, a wdrażamy metody, które obroniły swoją efektywność i skuteczność w praktyce.

Mówi pan, że ceny za wodę i odprowadzanie ścieków w Bełchatowie zwiększyły się. Jak wyglądają obecnie?
Dziś Bełchatów umiejscowiłbym w okolicach górnej granicy średniej, jeśli chodzi o ceny za wodę i odprowadzanie ścieków. W momencie, kiedy w 2010 r. była podpisywana umowa z NFOŚiGW na projekt inwestycyjny wart ponad 100 milionów zł, cena wody brutto wynosiła 3,16 zł, a ścieków 4,08. Dziś obowiązujące ceny to: woda 4,32, ścieki 7,29. Nie ma dopłat do m3 zarówno wody, jak i ścieków z budżetu miasta.

Oczywiście ta sytuacja nie spotkała się z zadowoleniem społecznym. Każdy chciałby płacić za wodę i ścieki jak dawniej. Nie każdy jest w stanie zrozumieć, że również w tym aspekcie przedsiębiorstwo wod-kan – zgodnie z obowiązującym prawem – musi kalkulować poziom taryf proporcjonalnie do kosztów ponoszonych z tytułu funkcjonowania. Staramy się ze wszystkich sił, żeby wyhamować wzrost cen, mimo że w dalszym ciągu wzrasta nam poziom majątku i mamy perspektywę kolejnych niezbędnych inwestycji. Tak więc ograniczamy koszty, by nie podnosić cen. W 2016 r. udało nam się to. Nie czekamy na rok wyborczy, tylko zaciskamy pasa już teraz. Bowiem by pozwolić sobie na przyjęcie dodatkowych kosztów amortyzacji, musieliśmy własnym sumptem dokonać pewnych korekt w kosztach.

Ceny się zmieniają, poziom zużycia wody również. Generalnie spada.
Zużycie wody w Bełchatowie w ostatnich 10 latach z roku na rok faktycznie systematycznie spadało. Jednak w 2015 sprzedaliśmy jej o 7% więcej niż rok wcześniej. Mieliśmy nadzieję, że oto odbiliśmy się od dna. Po pierwszych 7 miesiącach tego roku mogę jednak stwierdzić, że niestety na pewno nie uda się nam utrzymać ubiegłorocznego poziomu sprzedaży. 2015 r. był wyjątkowy – głównie ze względu na pogodę. Susza, upały sprawiły, że zużycie wody wzrosło.

W ściekach sytuacja jest podobna – spadała ilość trafi ająca na oczyszczalnię, zaprojektowaną na 13 tys. m3 średniego przepływu. Jeszcze nie tak dawno temu przepływy te oscylowały dobowo na poziomie ponad 10 tys. Teraz często nie przekraczają 10 tys. Na tym poziomie dostrzegamy stabilność ilości ścieków napływających do oczyszczalni.

To również jeden z problemów, który rzutuje na zarządzanie przedsiębiorstwem. Jak bowiem powiedziałem wcześniej: koszty muszą się równoważyć z przychodami. Jeżeli sprzedajemy mniej wody i odbieramy mniej ścieków, mamy mniejszy przychód. Czymś trzeba pokryć niedobór. Mamy wybór: oszczędności lub wzrost stawek taryfowych. Nie ma bowiem nawet prawnie możliwości, aby przygotować taryfę, która zakłada deficyt w bilansie przychodów do kosztów, chyba że właściciel – czyli gmina – podejmie uchwałę o dopłatach. Z punktu widzenia rozbudowy infrastruktury sieciowej ze środków europejskich, te dopłaty też są kwestią obrosłą wieloma mitami. Tak naprawdę trzeba być bardzo ostrożnym, by zrealizować pomoc publiczną w postaci dopłat do m3 wody czy ścieków, ponieważ jeśli przekroczy się próg, który dany projekt w swojej analizie fi nansowej mógłby zakładać jako dopuszczalny, to konsekwencje wsparcia pieniędzmi publicznymi mogą być bardzo bolesne. Sztuką jest więc balansowanie. Skończyły się już czasy, gdy przedsiębiorstwa wodociągowe zachłystywały się faktem, że mogą dostać z Unii dziesiątki milionów „na co tylko chcą”. Dziś wiemy, że jeszcze przed przystąpieniem do zrealizowania tych bardzo potrzebnych inwestycji trzeba się zastanowić, co zrobić z kosztami rzutującymi na taryfę. Wiedzą to również władze miast i gmin oraz radni.

Taki model, który jest w Bełchatowie, nie jest powszechnie obowiązującym. U nas pełną pulą kosztów, związaną z inwestycjami z POIiŚ, obciążono mieszkańców w taryfie. Są i inne rozwiązania, które nie przekazują majątku wygenerowanego przy realizowaniu projektu na majątek spółki, tylko ma je miasto (gmina). Poziomem czynszu dzierżawnego, związanego z kosztem utrzymania i eksploatacji sieci, reguluje sobie poziom wsparcia finansowego dla mieszkańców, ograniczając koszty przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjnego uwzględniane obowiązkowo w taryfach. To też pomysł, ale wdrażany na początku realizowania projektów. Gdyby dziś ktoś chciał wejść w szczegóły, to śmiem twierdzić, że bardzo szybko obroni się teza, że tam, gdzie obrano inną drogę niż przerzucenie majątku do spółek komunalnych, to w tych gminach opłaty za wodę i ścieki są zdecydowanie niższe niż u nas.

Można oczywiście powiedzieć: „no tak, ale gmina nie mogła odzyskać podatku VAT”. Pewnie jest w tym racja, natomiast dzisiaj – z punktu widzenia eksploatującego i określającego poziom taryf – o tym nie myślę. Mieszkańca też to nie obchodzi, gdyż jego interesuje tylko czy za wodę i ścieki ma płacić w sumie 10 czy 6 zł za m3.

Do tego dochodzi jeszcze efekt skali.
Tak, gdyż jeżeli sprzedaż wody jest na poziomie nie 10 tys. m3, a np. 220 tys. na dobę, co przekłada się również na wolumen ścieków, to też można zmniejszać wartość jednostkową wody i ścieków, by osiągnąć określony poziom kosztów. Mniejszym wodociągom jest więc trudniej, bo standardy środowiskowe mamy takie same, a na nowatorskie rozwiązania stać dużych i bogatych jak Kraków, Wrocław, Poznań, Warszawę. Problemy są często podobne, ale ich skala nieporównywalna.

Rozmawiali: Adam Grzeszczuk, Aldona Senczkowska-Soroka

Fot.: ZWiK „Wod.-Kan.” w Bełchatowie

Wywiad opublikowany został w magazynie "Kierunek Wod-Kan" 3/2016
 

Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ