Partner serwisu
09 stycznia 2018

Nobel „gwarantowany”

Kategoria: Artykuły z czasopisma

Różne są kryteria potwierdzające potęgę kraju. Każde państwo dąży, by w jakimś czcigodnym rankingu choć przez chwilę być na szczycie, bo rzecz jasna na każdym kroku stykamy się z rankingami, które budują potęgę – potęgę wszystkiego. Na starcie młodzieńczego życia ulegamy „presji” rankingów, a mianowicie – wybieramy szkołę, która jest najlepsza – oczywiście w rankingu – jakimkolwiek, ma się rozumieć. Samochód również musi być „naj”, nie ważne w czym, ale ważne żeby w jakiejś kategorii wygrywał z konkurencją.

Nobel „gwarantowany”

Ale miało być o Noblu…

Każdy kraj, także Polska szczyci się zdobyczami w kategorii „Nobel”. Wyróżnienie to przecież – ze swej istoty – przyznawane jest za wybitne osiągnięcia naukowe, literackie lub za zasługi dla społeczeństw i ludzkości, a więc jest ściśle powiązane z  poziomie nauki i kultury kraju. Analizując listę polskich noblistów – to generalnie rzecz ujmując – można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że jesteśmy potęgą w dziedzinie kultury i sztuki, aniżeli w kategorii „nauka”, „technika” czy „technologia”. Właściwie, jedyną noblistką w dziedzinie nauk ścisłych jest Maria Curie-Skłodowska, która na dodatek swoje doświadczenia naukowe wypracowała nie w Polsce, a na terenie Francji.  

To dla kogo ten następny Nobel?

W okresie wakacji byliśmy – można śmiało tak to nazwać – bombardowani informacjami, że nowe Prawo wodne nie spowoduje wzrostu cen wody. W szumnych wystąpieniach rządzących jak mantrę powtarzano, że dla przeciętnego Kowalskiego zmiana prawa nie spowoduje wzrostu cen z tytułu dostarczania wody i odprowadzania ścieków. Ale przecież jednoznacznie zapowiedziany jest wzrost opłat z tytułu poboru wody. W tym momencie rodzi się nowe zjawisko ekonomiczne, stając się niechcący najgenialniejszym odkryciem w dziedzinie ekonomii. Otóż okazuje się, że wzrost kosztów uzyskania danego produktu nie powoduje wcale wzrostu jego cen. 

Genialność tego odkrycia jest tak wielka, że aż przytłaczająca. A pomysł w końcu pochodzi, nie z odległego zakątka świata, a jest całkowicie nasz – rodzimy, polski. Mało tego ten genialny pomysł został już podniesiony do rangi ustawy. Otóż zapis w art. 558 ustawy z dnia 20 lipca 2017 r. Prawo wodne brzmi: „Wprowadzenie opłat za usługi wodne nie może stanowić podstawy do zmiany taryf, o których mowa w przepisach ustawy z dnia 7 czerwca 2001 r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków (Dz. U. z 2017 r. poz. 328 i 1566), określonych na rok 2018 oraz rok 2019 r.”.

Tym bardziej jest to genialne, bowiem w najbliższym czasie w wielu przedsiębiorstwach wodociągowych toczyć się będą gorączkowe dyskusje nad kształtem taryfy, która obowiązywać będzie w 2018 roku. W tym miejscu należy pochylić nisko czoło przed głównymi księgowymi, którzy oczywiście wypełnią obowiązek ustawowy i ustalą taryfy, w których nie zostaną ujęte opłaty za usługi wodne, mimo że przedsiębiorstwa będą zobligowane do ich poniesienia.

Każde wielkie odkrycie naukowe, a tak należałoby zakwalifikować to właśnie cytowane wyżej, rodzi od razu masę krytykantów (w końcu teoria Darwina do dzisiaj ma wielu przeciwników). Najgorsza z nich to podgrupa, która twierdzi, że manipulując księgowością, będzie można wykazać, że cena wody z tytułu wzrostu opłat za usługi pobór wody gruntowej nie wzrosła, a wzrastające składowe ceny wody i ścieków bardzo umiejętnie umieści się w innych grupach. Jeszcze bardziej zagorzali Krytycy twierdzą, że jest to mały krok do księgowości kreatywnej – rachunkowo wszystkie pozycje się zbilansują, a wzrost ceny spowodowany jest innymi składnikami kosztów wydobycia, uzdatniania, transportu i produkcji wody. 

Jeszcze inni Krytycy zadają pytania o możliwości zastosowania tego genialnego wynalazku w innych dziedzinach życia gospodarczego. I tak na przykład ewidentny wzrost cen wydobycia węgla w Polsce ustawowo nie spowoduje wzrostu ceny tego surowca, wzrost kosztów produkcji energii elektrycznej nie wpłynie na wzrost ceny (chociaż tutaj w zapowiedziach rządowych coś się nie zgadza). W ten sposób może uda się zatrzymać ceny wszystkich produktów, w których jakikolwiek udział ma państwo, a cytowane państwo będzie mogło cały czas zwiększać pobory – absolutnie bez konsekwencji dla konsumenta – zgodnie z zapewnieniem w cytowanej ustawie. Tym sposobem zlikwidujemy jakże groźne pojęcie inflacji. Natomiast pomysł utrzymywania stałych cen niezależnie od kosztów produkcji wreszcie pozwoli nam uzyskać komunizm w czystej postaci.

Już dzisiaj należałoby rozpocząć kampanię zgłaszania tego pomysłu do Komitetu Noblowskiego.

Ale póki co, gdyby ci nieprzychylni nam (bo Polsce wszyscy są nieprzychylni)  nie chcieliby uznać genialności tego odkrycia i z aspiracji noblowskiej pozostałyby – no właśnie – tylko aspiracje, to może warto byłoby wypróbować znane już formy oszczędzania wody, a w konsekwencji pieniędzy odbiorców.

W wielu państwach Europy, i nie tylko, od dawna zatrzymuje się deszczówkę czy woda z pralki bądź prysznica znajduje swoje drugie zastosowanie na przykład do spłukiwania nieczystości. Autorzy mają pełną świadomość, że jest to rozwiązanie droższe, ale droższe dla konstruktora i użytkownika danej posesji czy budynku, natomiast per saldo w skali oszczędności wody w kraju, który jest na szarym końcu, jeśli chodzi o jego zasoby hydrologiczne, może to być zupełnie inny rachunek ekonomiczny.

Aktualnie obserwuje się tendencję wzrostową w budownictwie nowych hoteli, pensjonatów i innych obiektów, a w takiej sytuacji można by już rozważyć projektowanie instalacji, które umożliwiałyby wykorzystywanie wody już raz zużytej. Oczywiście jest kwestią do szerokiej fachowej dyskusji, jakimi metodami zachęcić przyszłych inwestorów do rozwiązań jednostkowo droższych, ale jest to temat, od którego nie uciekniemy i udawanie, że go nie ma, jest chowaniem głowy w piasek z wysuszonego stepu.  
Nobel

Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ